(…) jak masz dziś wykitować, to dziś wykitujesz, i nie pomoże ci żadna ochrona.
.. a ty, panie?.
-Do ludzi w moim wieku demony nie mają już przystępu.
Zawiesił młodej kobiecie na szyi złoty łańcuszek ze wspaniałym turkusem.
-Ten kamień pochodzi z Zachodniej Pustyni, z kopalni bogini Hathor. Pomaga zachować młodość duszy i radość serca.
Neferet złożyła ręce na znak czci i skłoniła się przed nauczycielem.
-Chciałbym i ja ci pogratulować -odezwał się Pazer -ale nie wiem jak...
-Najważniejsza jest intencja -zapewniła go z uśmiechem.
-Chciałbym jednak także ofiarować ci skromny upominek.
I podał jej bransoletkę z kolorowych pereł. Neferet zdjęła prawy sandał, założyła ozdobę na obnażoną stopę i przybrała nią sobie kostkę.
-Dzięki tobie czuję się ładniejsza. Te kilka słów natchnęło sędziego szaloną nadzieją. Po raz pierwszy odniósł wrażenie, że Neferet dostrzega jego istnienie.
Przyjęcie upłynęło w serdecznym nastroju. Neferet, już odprężona, opowiedziała o kolejnych etapach trudnej drogi przez egzaminy; nie było to objęte tajemnicą. Branir zapewnił ją, że nic się tu nie zmieniło. Pazer skubał jedzenie, za to Neferet pożerał oczyma i spijał słowa z jej warg. W towarzystwie nauczyciela i ukochanej kobiety przeżył szczęśliwy wieczór, zmącony tylko chwilami lęku, czy Neferet go nie odtrąci.
 
Podczas gdy Pazer pracował, Suti przechadzał się z osłem i psem, kochał się ze swoją wdówką, rzucał się w nowe podboje miłosne, raczej obiecujące, i kosztował bujnego życia Memfisu. Był dyskretny, przyjaciela na ogół nie zanudzał i od pierwszego ich spotkania nawet raz u niego nie zanocował. Pod jednym tylko względem Pazer okazał się nieugięty: gdy Suti, upojony powodzeniem operacji "prosiak", wystąpił z wnioskiem, czyby jej nie powtórzyć, sędzia stanowczo się temu sprzeciwił. Kochanka stawała się coraz bardziej szczodra, więc Suti nie napierał.
W drzwiach pojawił się pawian. Wielkości prawie człowieka, miał głowę psa, kły drapieżnika, białe łapy i brzuch, a tors i bary pokryte czerwonawą sierścią. Za nim stał Nubijczyk Kem.
-No, wreszcie jesteś!
-Poszukiwania były długie i trudne. Jarrot wyszedł?
-Zachorowała mu córka. Czegoś się dowiedział?
-Niczego.
-Jak to niczego? To niemożliwe!
Nubijczyk pomacał się po drewnianym nosie, jakby się upewniając, czy wciąż tkwi na swoim miejscu.
-Zasięgałem języka u najlepszych moich informatorów. Twierdzą, że nic nie wiedzą o losie dowódcy wart. Odsyłają mnie do naczelnika policji, jak gdyby cała sprawa objęta była najściślejszą tajemnicą.
-Będę się więc musiał wybrać do tej wysokiej persony.
-Nie radzę ci. On nie lubi sędziów.
-Postaram się być uprzejmy.
 
Naczelnik policji Mentemozis miał dwie wille. Jedną w Memfisie, gdzie najczęściej przebywał, drugą w Tebach. Niski i tłuściutki, twarz miał okrągłą i wyglądał na poczciwca, a wrażenie to psuły tylko spiczasty nochal i nosowy głos. Był kawalerem, od młodości marzył wyłącznie o karierze i zaszczytach. Pomyślny los obdarzał go schedą po ludziach, którzy w porę umierali. Szykował się właśnie na posadę zarządcy kanałów, gdy szef bezpieczeństwa prowincji spadł z drabiny i skręcił sobie kark. Mentemozis nie miał szczególnych kwalifikacji, ale zadziałał szybko i stanowisko po zmarłym otrzymał. Potrafił znakomicie wykorzystać osiągnięcia swego poprzednika i szybko wyrobił sobie doskonałą opinię. Ktoś inny zadowoliłby się takim awansem, jego jednak zżerała ambicja -dlaczego nie pomyśleć o szefostwie policji rzecznej? Niestety, stanowisko to zajmował człowiek młody i przedsiębiorczy; w porównaniu z nim Mentemozis wypadał blado. Stojący na drodze do kariery urzędnik utopił się jednak podczas wykonywania rutynowych czynności, pozostawiając w ten sposób wolne pole Mentemozisowi, który w oparciu o rozliczne układy natychmiast wysunął swoją kandydaturę. Pokonał poważniejszych od siebie, ale mniej operatywnych konkurentów i znów zastosował swą skuteczną metodę -przywłaszczyć sobie efekty cudzej pracy i ciągnąć z nich korzyści osobiste.
Zajmował już wysoki szczebel urzędniczej hierarchii i marzył o jej wierzchołku -całkowicie nieosiągalnym, gdyż naczelnik policji był człowiekiem w sile wieku, tryskał energią i miał za sobą pasmo sukcesów. Jedynym niepowodzeniem okazał się dlań wypadek z rydwanem -zginął zmiażdżony jego kołami. Mentemozis, nie zważając na swoich zdeklarowanych przeciwników, natychmiast rozpoczął starania. Potrafił ze szczególną zręcznością uwypuklić swoje zalety i podkreślić osiągnięcia służbowe, toteż w końcu odniósł zwycięstwo.
Wdarłszy się na wyżyny, dbał przede wszystkim o to, by się na nich utrzymać. Otaczał się więc miernotami, z których żadna nie potrafiłaby go zastąpić, a ilekroć dostrzegał w kimś silną osobowość, natychmiast zwalniał człowieka. Działać w cieniu, manipulować ludźmi tak, by tego nie zauważali, knuć intrygi -to były ulubione jego rozrywki.
Przeglądał właśnie listę nominacji w korpusie policji pustynnej, gdy adiutant zaanonsował mu przybycie sędziego Pazera. Drobnych urzędników Mentemozis odsyłał zazwyczaj do swoich podwładnych, ten jednak ciekawił go. Przecież to on zalał sadła za skórę Denesowi, który był tak bogaty, że każdego mógł kupić. Młody sędzia wkrótce padnie ofiarą swoich złudzeń, być może jednak z jego działalności da się wyciągnąć jakieś korzyści. Sam fakt, że odważył się jemu, Mentemozisowi, zawracać głowę, dostatecznie świadczy o jego determinacji.
Przyjął Pazera w tej izbie swojej willi, gdzie wystawione były odznaczenia gospodarza: złote naszyjniki, półszlachetne kamienie, laski z pozłacanego drewna.
-Dziękuję, żeś był łaskaw mnie przyjąć.
-Jestem tylko oddanym sługą sprawiedliwości. Podoba ci się w Memfisie?
-Chciałbym ci donieść o pewnej dziwnej sprawie. Mentemozis kazał podać najlepszego piwa i zapowiedział ordynansowi, by mu nie przeszkadzać.
-Wyjaśnij rzecz, proszę.
-Nie mogę zatwierdzić pewnego przeniesienia służbowego, bo nie wiem, co się stało z zainteresowanym.
-To jasne. A o kogo chodzi?
-O byłego dowódcę wart przy Sfinksie w Gizie.
-Stanowisko czysto honorowe, o ile mi wiadomo. Powierza się je weteranom.
-W tym wypadku właśnie weterana usunięto.